TO JEST MOJA HISTORIA
W wieku sześciu lat pełna obaw poszłam po raz pierwszy
do szkoły. Nikogo nie znałam. Byłam małą, nieśmiałą dziewczynką, która
zabłądziła w wielkim świecie. Na szczęście nie było aż tak źle. Pani
wychowawczyni okazała się bardzo miła, a koleżanki otwarte na nowe znajomości.
Jedna z nich mieszkała niedaleko mnie. Zaprzyjaźniłam się z nią. W autobusie
szkolnym i klasie zawsze siedziałyśmy razem, a w czasie przerw bawiłyśmy się
lalkami. I tak mijał czas aż do momentu, kiedy nadeszły święta Bożego
Narodzenia. Wraz z innymi wzięłam udział w wystawianiu Jasełek. Grałam Maryję, a
jak się później okazało, Józefem był mój kuzyn. W następnym semestrze nic
specjalnego się nie działo. Nim zdążyliśmy się obejrzeć, już był czerwiec i
koniec roku szkolnego. Każdy otrzymał świadectwo i promocję do pierwszej klasy.
Po dwóch miesiącach wróciliśmy do szkoły. Większość koleżanek znałam z
„zerówki”. Nową, a zarazem bardzo ciekawą osobą, była pani wychowawczyni.
Uczyła nas matematyki i języka polskiego. Wszystko wskazywało na to, że chce
dla nas jak najlepiej, więc denerwowało
ją nasze podejście do obowiązków szkolnych. Oprócz podstawowych przedmiotów mieliśmy
także lekcje religii i języka angielskiego. W pierwszej klasie poznawaliśmy
tylko podstawy wiedzy i nie trzeba było się dużo uczyć. W następnym roku
szkolnym nie było już tak łatwo, ponieważ mieliśmy po raz pierwszy przystąpić
do Komunii Świętej. Nauczyciele ciągle nas odpytywali. Poza tym robili dodatkowe zajęcia i spotkania przygotowujące
nas do tej uroczystości. Wreszcie nadszedł 21 maja 2010 roku. Masa prób
sprawiła, że ten oczekiwany dzień był jednym z najpiękniejszych w życiu. Cała
rodzina przyjechała, żeby przeżywać to samo co ja i przypomnieć sobie swoją
pierwszą Komunię Świętą. Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. Znów
nadszedł czerwiec i koniec roku szkolnego. Pożegnaliśmy się na dwa miesiące, żeby
móc powitać się pierwszego września.
W trzeciej klasie nauczyciele byli
bardziej surowi, bo mieliśmy pisać Egzamin Trzecioklasisty. Sama myśl o tym
przerażała mnie, nie wiem dlaczego. Uczyłam się do niego przez dwa lata i osiem
miesięcy. Kiedy nadszedł ten dzień, ręce mi się trzęsły i miałam wrażenie, że nic nie umiem. Na
szczęście była ze mną moja przyjaciółka Justyna, która umiała mnie podnieść na
duchu. Wydawało mi się, że dobrze napisałam i byłam spokojniejsza. Teraz mogłam
zacząć przygotowywać się do przedstawienia na koniec roku. Los sprawił, że nie
było mnie na dwóch ostatnich próbach, więc jeszcze bardziej się denerwowałam .
Niepotrzebnie, poszło dobrze, dostaliśmy gromkie brawa. Potem całą klasą
podziękowaliśmy wszystkim nauczycielom za te trzy wspólne lata . Nie było łatwo
pożegnać się z osobami, które uczyły nas pisać i liczyć.
Po wakacjach wróciliśmy wypoczęci i
pełni energii do pracy. Znowu mieliśmy mieć
nową wychowawczynię i zamiast trzech nauczycieli-jedenastu. Trudno było
się przyzwyczaić, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Na początku
z rezerwą podchodziliśmy do zmian. Po pewnym czasie przyzwyczailiśmy się, a”
belfrów” polubiliśmy. Wszyscy pedagodzy okazali się mili i wyrozumiali. Uczyli
nas w taki sposób, że najnudniejsze tematy wydawały się ciekawe. Dzięki temu na
koniec roku miałam świadectwo z czerwonym paskiem. Dopiero we wrześniu zaczęły
się schody. Szósta klasa. Strach przed Sprawdzianem. Jednak i tym razem nie
było tak strasznie. Nauczyciele organizowali nam zajęcia dodatkowe poszerzające
naszą wiedzę. Jedno z kółek, które mnie
zainteresowało, prowadziła pani od języka polskiego. Zajęcia okazały się
interesujące. Zdecydowałam się więc przystąpić do konkursu wojewódzkiego. Udało się! Zostałam
Laureatem. Dzięki temu tytułowi, kiedy inni stresowali się podczas Sprawdzianu,
ja siedziałam w domu i trzymałam za nich kciuki. Byłam bardzo wdzięczna mojej
Pani polonistce. Pozwoliła mi uwierzyć w siebie. Niestety, co ma początek, musi
mieć i koniec. Przyszedł czas na pożegnanie
szkoły.
I tak się kończy mój rozdział pod
tytułem SZKOŁA PODSTAWOWA. Szkoda, ale życie toczy się dalej i mam nadzieję, że
kolejne etapy będę również tak miło wspominać.
E.Ś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz